świadectwo bez paska

Dotarło to do mnie nagle i niespodziewanie - to przecież tak, jakbym zmieniła szkołę! To prawie tak, jakbym po latach nauki w placówce systemowej przeniosła się do szkoły "alternatywnej"! Opowiem wam o moich "szkolnych" doświadczeniach, istnieje bowiem pewne prawdopodobieństwo, że są zbliżone do doświadczeń uczniów w obydwu tego rodzaju placówkach.

Zaczęłam, jak większość, w wieku 7 lat. Poszłam do pierwszej klasy i tam z każdym dniem uczyłam się, że im lepsze mam oceny, tym, lepiej mi się w szkole żyje. Bardzo dobre stopnie, naszywka "wzorowy uczeń" na fartuszku szkolnym (serio!), wyróżnianie się wśród innych pilnością - nauczyłam się, że nauczyciele lubią tego typu sprawy i jeśli ich dopilnuję, to wszystko będzie dobrze. Doskonale widziałam, jaki los czekał tych, którzy nie uczyli się z lekcji na lekcję i robiłam wszystko, żeby nie znaleźć się w tym gronie. Żadnych uwag, żadnych dwój, niedociągnięć i niedopatrzeń. Trzeba zakuwać, zapamiętywać, powtarzać i utrwalać.
To w szkole nauczyłam się traktować innych jak konkurentów, ludzie stawali się potencjalnym źródłem zagrożenia - mogli chcieć ode mnie spisywać, mogli żądać podpowiedzi, co z kolei mogło sprawić, że dostaną lepszy stopień ode mnie. Musiałam mieć się na baczności.

Tak mniej więcej przeszłam przez cały proces kształcenia. Różnie bywało z ocenami na różnych etapach, nigdy jednak nie opuszczało mnie poczucie klęski, jeśli byłam gorsza i poczucie triumfu, jeśli byłam lepsza od innych.

I z takim właśnie nastawieniem rozpoczęłam pracę zawodową, najpierw w przedszkolach, potem w szkole podstawowej. Nadal więc byłam w systemie*, tylko stałam nieco wyżej. Tak, tak - użyłam wyrazu "wyżej" całkiem świadomie. W systemie nauczyciel jest wyżej od ucznia, co może mu trochę osłodzić fakt, że stoi z kolei niżej, niż jego przełożony.
Czas mojej nauki trwał dalej. Podobnie, jak w podstawówce, tutaj też szybko zorientowałam się, że jak się jest posłusznym, robi się wszystko ściśle według wytycznych i dobrze przygotowuje się do swoich zadań, to dostaje się przyszywkę "wzorowy nauczyciel" (w przenośni, rzecz jasna). Podobnie jak w szkole - jeśli ładnie zrobiłaś pracę plastyczną, głośno i wyraźnie powiedziałaś wierszyk, zrobiłaś więcej i lepiej niż inni - czekała cię ocena celująca. Mogłaś wtedy liczyć na pochwałę przy wszystkich innych pracownikach, a nawet na nagrodę pieniężną, oczywiście wręczaną na forum, przy wszystkich. Wiesz, jak czuje się osoba, która takiej nagrody nie dostała? Nie, musiałam robić wszystko, żeby nie znaleźć się w tym gronie. Liczyły się oceny, uśmiechy, pochwały, stawianie innym za wzór. I znowu ta konkurencja - przecież każda z moich koleżanek, każdy z kolegów był potencjalnym kandydatem do pochwały, do dostania czerwonego paska ze specjalną premią uznaniową. Patrzyłam z zazdrością, kiedy w klasie tej nauczycielki było ciszej niż w mojej, kiedy tamta koleżanka wymyśliła lepszą zabawę albo kiedy owa z klasy obok wysłała pięciu swoich uczniów na konkurs zewnętrzny, podczas gdy ja nie wysłałam nikogo. Musiałam więcej, szybciej, bardziej fajnie, bardziej widocznie, bardziej "na temat". Musiałam mieć więcej szóstek, więcej pochwał, więcej wszywek na fartuchu! Przecież tego się cały czas uczyłam - kto ładnie prowadzi zeszyt, ten dostaje "uśmiechniętą buźkę".

Długo wytrzymałam. Żałuję, że tak długo, cieszę się, że nie dłużej. Postanowiłam jeszcze raz zmienić szkołę. Nie dlatego, że rejon i nie dlatego, że jest wolne miejsce - tym razem chciałam wybrać świadomie i rozważnie. Wybrałam Sparka* i oto teraz zaczęłam drugi rok nauki w tej szkole. Przez jakieś dwa - trzy pierwsze miesiące przez moje ciało przewaliło się sporo odczuć, większość z nich trudno byłoby nazwać przyjemnymi. No wyobraźcie sobie tak wielką zmianę. Z miejsc, gdzie wiedziałam, jak chodzić, co mówić, kiedy się uśmiechać i czego i kogo unikać, żeby dostać dyplom, przeszłam do miejsca, gdzie..... nie dają dyplomów! Nie rozdają ocen! Jak?! Jak mam się więc poruszać, co robić, do kogo się uśmiechać, jeśli nikt mnie za to nie będzie oceniał? Z miejsc, gdzie konkurowanie dawało mi namiastkę poczucia własnej wartości przyszłam do miejsca, gdzie konkurowanie nie ma sensu, bo bez stopni trudno się porównywać z innymi! Oto zapisałam się do szkoły, gdzie z założenia miałam zostać członkiem zespołu, gdzie miałam współpracować, a nie konkurować! Nie powiem, mój system nerwowy przypłacił te pierwsze tygodnie sporym rozstrojem dendrytów.
Teraz, jako się rzekło, zaczęłam drugi rok pracy tutaj. Powiem wam, czego się do tej pory nauczyłam w tym miejscu. I choć niektóre zdania mogą wam zabrzmieć nieprawdopodobnie, to wierzyć mi musicie, że naprawdę takie mam przy sobie świadectwo. A oto, co w nim stoi:

Renata zaczęła dostrzegać korzyści wynikające z pracy zespołowej. Sukces zespołu postrzega jako swój własny, coraz śmielej też zaczyna dzielić się swoimi pomysłami z osobami z zespołu. Ukłucia zazdrości już się w niej właściwie nie pojawiają. Za nagrodę czy pochwałę potrafi poczytać sobie fakt, że niektóre z jej propozycji są wybierane przez zespół do realizacji - jest to dla niej oznaką, że jej pomysły warte są realizacji. Uczy się prosić o pomoc, choć sprawia jej to jeszcze pewną trudność. Da się za to zauważyć, że coraz częściej mówi innym "dziękuje", powoli uczy się nie grać przed innymi kogoś, kim nie jest. Zapomina o rywalizacji, nie spina się, kiedy widzi, że inna osoba miała "lepszy" pomysł. Z jej wypowiedzi wynika, że pracę w Sparku traktuje jako tworzenie czegoś dobrego, wyjątkowego, a nie jak wypełnianie obowiązków. Przyznaje, że bardziej jej się chce. Powoli przestaje spinać się grafikiem, potrafi - po skończeniu zajęć z uczniami - zostać dłużej w szkole i pracować ze swoim zespołem nauczycielek, uczy się być pod tym względem elastyczna. Twierdzi, że spotkała tu osoby, z którymi czuje coraz silniejszą więź - ostatnio taką więź z innymi odczuwała będąc nastolatką. Podejrzewa, że to dlatego, że nie czuje potrzeby rywalizacji z kimkolwiek w Sparku, co z kolei wpływa na jakość relacji z innymi.

Bez paska, bez średniej, nie ma nawet oceny z zachowania. Nie wierzyłam, że uczenie się tak nowych rzeczy w moim wieku jest jeszcze możliwe. Z zaskoczeniem obserwuję u siebie, jak stare, wyuczone przez lata systemowej nauki, nawyki powoli się kruszą, ustępują i robią miejsce na nowe doświadczenia.
I jeśli taka zmiana jest możliwa u mnie, to co dopiero u dzieci i młodych ludzi? Życzę każdemu uczniowi szkoły systemowej, żeby zmienił swoją szkołę na takiego "Sparka" właśnie. Bo nawet jeśli myślicie, że już nie może być inaczej, że już wszystko postanowione i obowiązkowe, to mam dla was dobrą wiadomość - TO NIEPRAWDA! 😊



* Pisząc system nie mam wcale na myśli tylko placówek publicznych. Przez system rozumiem takie przedszkola i szkoły, które REALNIE, POPRZEZ SWOJE DZIAŁANIA są częścią całej machiny oświatowej prowadzonej przez nasze państwo, zmuszając nauczycieli i uczniów do wypełniania wytycznych władz oświatowych.

* Nie chciałabym, żeby moje teksty były odczytywane, jako reklama Spark Academy. Trudno jest mi jednak czasami uciec od wymieniania jej nazwy, jeśli moje doświadczenia są ściśle związane z tą właśnie szkołą. Zawsze jednak chodzi mi bardziej o podejście do edukacji i sposób jej organizowania, niż o konkretną szkołę.