jak Mickiewicz z Mikołajkiem

Mam urlop. Spokojnie sobie siedzę i czytam książkę, w tle "leci" radio. Lubię, jak coś mi w tle mruczy, choć nie słucham. I nie wiem, czy to przez to, że właśnie czytałam i z książką miałam bliski kontakt, dość, że ucho moje wyłapało z fal radiowych jakieś "czytelnictwo w Polsce". Żem się zainteresowała i przekierowałam uwagę na bodźcie słuchowe. Słucham, że nadal kiepsko u Polaków z czytaniem, choć trochę lepiej, niż w zeszłym roku, co podobno bardzo cieszy bibliotekarzy. Że nadal są w Polsce osoby, których jedyna książką, jaką posiadają, jest instrukcja obsługi im tylko znanego urządzenia (!!!). Że badania wskazują na to, że w Polsce wraz z końcem szkoły kończy się czytanie.... Zaraz, zaraz, WRÓĆ! Czy mógłby pan jeszcze raz, tylko wolniej, bo chyba źle usłyszałam?

W Polsce ludzie przestają czytać, kiedy kończą obowiązkową edukację.

Nie, nie daję rady skupić się na dalszym czytaniu, choć książkę bardzo ciekawą udało mi się dorwać. Nie, nie chcę słyszeć, że po skończeniu przymusowej edukacji młodzi ludzie nie sięgają już po książki! To się nie dzieje! Przepraszam, muszę jednak zapytać: czy jest coś, czego system naszej edukacji nie spieprzył?!

No, no, uspokój się kobieto. Masz urlop, przerwę od pracy, nie musisz się teraz tym martwić. Zresztą, czego się spodziewałaś? Naprawdę myślałaś, że zmuszanie kogokolwiek do czegokolwiek sprawi, że osoba zmuszana pokocha to, do czego jest zmuszana? No hej, pomyśl trochę! Uspokój się, weź trzy głębokie wdechy i przypomnij sobie, jak to jest w szkole. Nieważne, w której - może być ta, w której ty się uczyłaś, bądź ta, w której byłaś/jesteś nauczycielką. No? Widzisz to?

Tak, widzę. Widzę listę lektur - samo czytanie tej listy jest przytłaczająco nudne. Tak, tak - masz rację. Jest lista lektur (to ciekawe, że nawet nie używa się wobec nich nazwy książka - tak, jakby bycie tym, co trzeba przeczytać odzierało je z ich prawdziwej natury 😯), w której obok każdego tytułu jest dzień, na który trzeba daną książkę przeczytać. Nie, nie ma możliwości odmówienia przeczytania narzuconej książki - za to grozi ocena niedostateczna, jeśli nauczyciel odkryje, że nie masz pojęcia, o czym jest książka. Tiaaaa...., czasami się udawało - tak jakoś człowiek prześlizgnął się przez te lekcje i z ulgą przyjmował fakt, że udało się lektury nie przeczytać.
No dobra, masz rację - nie ma niczego dziwnego w fakcie, że jak tylko kończy się przymus czytania, to gro ludzi z poczuciem ulgi nie wraca do książek. Nie kojarzą się im przecież z niczym ciekawym czy przyjemnym...

A wiesz, co mnie najbardziej wkurza? Że akurat sprawa spopularyzowania czytania książek jest w sumie bardzo prosta. Że trzeba by zrobić tak niewiele, żeby dzieciaki wpadły w nałóg czytania i być może nie wyszły z niego do końca życia. Książki są wszędzie, nie trzeba mieć pieniędzy, żeby czytać książki (są przecież biblioteki), a czytać każdy może. Są książki grube, książki chude, z obrazkami, bez obrazków, przygodowe, kryminały, romanse, reportaże, komiksy..... Jak świat długi i szeroki, książki są wszędzie. Jak to możliwe, że szkołom udaje się obrzydzić ludziom czytanie?

Zacząć by trzeba od tego, co jest moim zdaniem największym błędem dorosłych w postępowaniu z młodszymi od siebie - od zaakceptowania faktu, że nikt niczego nie musi. Dziecko nie musi czytać tych książek, które mu zaproponujesz (żeby nie powiedzieć "do których przeczytania chcesz go zmusić"). Ba! Powiem więcej - dziecko wcale nie musi czytać! Nie musi, MOŻE. Czyż to nie fajnie, że możemy czytać? Myślę, że kiedy będziemy mieli w sobie taką postawę akceptacji różnorodności ludzi, będzie nam łatwiej dać przestrzeń na to, żeby dziecko znalazło swoją pasję. Kto wie, być może będzie to czytanie?

Czytanie to czynność (przynajmniej dla mnie) bardzo intymna, osobista, dziejąca się tylko między mną a książką. Nikomu nic do tego, co czytam. Nie muszę się z tego spowiadać. Nie muszę pisać z tego rozprawek, opisów postaci, nie muszę wypełniać testów na dobrą znajomość treści książki. Jeśli będę chciała, to ci o tej książce opowiem, jest jednak taka możliwość, że przemilczę ją całkowicie. Bo czytanie jest tylko moje. Uważam, że każdy, kto robi z książki zadanie domowe, niszczy wszystko to, co w książkach najpiękniejsze i unikatowe. Wartościowanie książek, ocenianie ich walorów literackich, nominowanie niektórych na arcydzieła, a inne na szmiry - to wszystko zabiera nam czystą radość obcowania z książką. Wkurza mnie ta górnolotność lektur szkolnych, mam torsje, kiedy słyszę o edukacyjnej wartości książki, wysypką się pokrywam na pytanie, czy lektura była omawiana. Tak właśnie niszczy się w szkołach wiele potencjalnych pasji czytelniczych. Jestem przekonana, że statystyki czytelnictwa w Polsce byłyby o wiele wyższe, gdyby pozwolono dzieciom szukać, próbować, podchodzić do książek i od nich odchodzić, opowiadać lub milczeć na temat przeczytanych pozycji. Niestety, w szkole książki nie tylko trzeba czytać, ale jeszcze trzeba czytać te, które trzeba. Koniec. Nie ma rozmowy. Tak właśnie umiera czytelnictwo w Polsce, mili Państwo. R.I.P.

A gdyby tak czytać codziennie z dzieciakami? Głośno? Gdyby czytać te książki, które zaproponują dzieci? A gdyby opowiadać im o książkach, które nas zachwyciły? A gdyby pozwolić im czytać wszystko to, co ich śmieszy, ciekawi, kusi? A może byśmy przestali oceniać książki, jako z góry wartościowe? Może pozwolilibyśmy, żeby każda książka miała swoich fanów - tych, którzy dzięki niej przeżyli fajne chwile? Może powinnam przestać wstydzić się, że kiedyś przeczytałam wszystkie trzy części Greya i że pierwsza z nich wciągnęła mnie totalnie? Może czas już przestać zapychać biblioteki szkolne tylko Sienkiewiczami i obok Mickiewicza poustawiać książki, które ciekawią młodych bardziej? Hej! Może się to niektórym nie podobać, ale na świecie naprawdę są ludzie, którzy nie mogą zdzierżyć poezji w żadnej postaci i mają do tego pełne prawo. Powiem więcej - nie są nawet w najmniejszym stopniu mniej wartościowi od ludzi, którzy wiedzą, co poeta miał na myśli. Na świecie jest przecież miejsce na wszystkie książki i na ich czytelników.

Uff, popłynęłam.... (chyba często mi się to zdarza 😉). Nie wyobrażam sobie życia bez książek. I mam nadzieję, że dzieci, z którymi się spotkam będą ciekawi tego świata i będą mnie o niego pytali. Nie chcę nikogo zmuszać do czytania, to bez sensu. Za dużo miałabym potem na sumieniu....


P.S. Polecam czytanie dzieciom. Codziennie. W szkole, w domu - zawsze da się znaleźć na to czas. Sprawdziłam, działa.