rower jaki jest, każdy widzi

Proszę państwa, pozwólcie, że państwu przedstawię wyimaginowane zdjęcia. Proszę, oto Kasia, tutaj jest Janek, tu Karolina, a na końcu mamy... rower. Co łączy ze sobą te zdjęcia? Otóż każda z przedstawionych osób potrafi na rowerze jeździć. Korzystają z roweru w różnym stopniu, w zależności od potrzeb - jedni używają go jako codziennego środka transportu, a drudzy od czasu do czasu, przy pięknej pogodzie wyciągają rower, by nacieszyć się tą formą spędzania wolnego czasu. Tak czy siak - żadna z tych osób nie problemu z jazdą na tym popularnym, że tak powiem, dwukołowcu. Ach, mam tutaj jeszcze zdjęcie Piotra, który - wbrew pozorom - świetnie do naszego tematu pasuje.

Cóż w tym szczególnego, że ludzie potrafią jeździć na rowerze? Czemu mówię o tym właśnie tutaj, w miejscu na edukację przeznaczonym? Zanim wyjaśnię wprost i bez ogródek, najpierw trochę pokrążę....

Swoją przygodę z rowerem Kasia zaczęła od takiego z przymocowanymi kółkami bocznymi. Od samego początku jeździła szybko i pewnie (byli tacy, którzy uważali, że Kasia jeździ zdecydowanie za szybko), bez strachu brała zakręty i odważnie (choć niektórzy uważali, że zbyt odważnie) zjeżdżała na rowerze z górek. Można powiedzieć, że pozbycie się bocznych kółek przy rowerze było rzeczą naturalną i odbyło się bez najmniejszych problemów - od razu było widać, że te kółka tylko Kasi przeszkadzają. Dzisiaj Kasia nie pamięta już, kiedy tata zdjął jej te kółka - mówi, że ma wrażenie, jakby od urodzenia umiała jeździć na dwóch kołach.

Janek pamięta, że bał się jeździć, kiedy mama usunęła boczne kółka z jego roweru. Mówi, że z jednej strony bardzo chciał jeździć już na takim "dorosłym rowerze", a z drugiej strony bał się upadku. Żeby pomóc Jankowi przezwyciężyć lęk, mama przymocowała z tyłu roweru kij, który trzymała, kiedy Janek podejmował pierwsze próby jazdy na dwóch kołach. Mama Janka śmieje się, że dzięki temu pokochała bieganie - trzymała za ten kij tak długo, aż Janek sam krzyknął, żeby puściła. Ona puściła, Janek pojechał dalej i tak do dzisiaj mu zostało :).

Karolina zazdrościła koleżankom, że one potrafią już jeździć na dwóch kołach, podczas gdy ona cały czas wspomagała się tymi bocznymi. Wspomina, że źle się przez to czuła, kiedy jeździła z innymi na dworze. Poprosiła więc rodziców, żeby te kółka zdjęli, bo ona jest już duża i chce jeździć na dwóch kołach, tak jak inne dzieci przed blokiem. Pierwszej próbie towarzyszyła mieszanka strachu, niepewności, zniecierpliwienia, co w przypadku Karoliny skończyło się upadkiem i wielkimi, szczypiącymi ranami na kolanach. Karolina pamięta, jak płacząc na całe osiedle wykrzyczała, że już nigdy, przenigdy na rowerze nie usiądzie! Że rower jest głupi, dwa koła są głupie i ona nie umie na tym jeździć.
- Teraz się z tego śmieję - opowiada nam - ale wtedy naprawdę wstydziłam się bardzo tego upadku, przecież wszyscy to widzieli. Kolana bardzo mnie bolały, bałam się widoku krwi i pamiętam, że przyrzekłam sobie wtedy, że to koniec mojej przygody z rowerem.
Karolina nie chciała wrócić do czterech kółek i konsekwentnie odmawiała kolejnych prób jazdy na dwóch. Rodzice nie namawiali swojej córki, wiedzieli, że jeśli sama nie zechce, to nikt jej do niczego nie zmusi.
- Zaczęłam jeździć dopiero, gdy skończyłam 12 lat! Tak bardzo chciałam pojechać na wycieczkę rowerową z dziewczynami z klasy, że pożyczyłam rower od mojej kuzynki i wczesnym wieczorem, kiedy było mało ludzi na ulicy, przejechałam moje pierwsze w życiu metry na dwóch kołach.

Podobno wycieczka z dziewczynami była jedną z najlepszych w jej życiu ;).


I jeszcze Piotr - pamiętają państwo Piotra z ostatniego zdjęcia? Otóż Piotr trzyma się od rowerów wszelkich z daleka. Jak sam mówi, nie lubi i nie czuje potrzeby przemieszczać się w ten sposób. Owszem, jako chłopiec i nastolatek jeździł na rowerze - nie żeby od rana do nocy, ale pamięta, że jak było ciepło, szczególnie w wakacje, to jeździł z chłopakami i dziewczynami na krótkie wyprawy. Teraz, jak mówi, nie widzi w tym żadnej przyjemności. Nie czuje się pewnie na rowerze, bałby się jeździć po ulicy, nie ma ochoty na rowerowe wojaże. Nie lubi kiedy ktoś namawia go do tego namawia - woli tramwaje.


Zajechałam tutaj z tymi rowerami, bo ostatnio naszła mnie myśl, że jazda na rowerze jest jak dobra szkoła. Otóż w w dobrej szkole nikt nikogo do niczego nie zmusza. W dobrej szkole dorośli wiedzą, że jeśli da się dziecku narzędzia (czyli nasz rower), przestrzeń (to jakby osiedle, droga wiejska, ścieżka rowerowa), czas (o właśnie - czas!) i zaoferuje się swoją pomoc (jak będziesz gotowy/gotowa to ci te kółka odkręcę, zamontuję/puszczę kij), to młody człowiek jest w stanie nauczyć się wszystkiego, czego będzie pragnął. W dobrej szkole nikt nie będzie oczekiwał, że wszyscy nauczą się tego samego w tym samym czasie, w takim samym tempie i takimi samymi metodami - w dobrej szkole wiedzą, że jest to niemożliwe. W dobrej szkole jest bowiem miejsce zarówno dla Kasi, która bez najmniejszego problemu uczy się nowych rzeczy, jak i dla Janka, który potrzebuje wsparcia tak długo, aż sam powie, że już nie trzeba, że już jest gotowy zrobić coś sam. W dobrej szkole nikt nie będzie zmuszał Karoliny, żeby robiła rzeczy, których się w jej wieku oczekuje, bo tutaj dorośli wiedzą, że zmuszanie do niczego nie prowadzi, niczego tak naprawdę nie uczy. Ba! Z dobrej szkoły nikt nie wyrzuci Piotra za to, że nie jest zainteresowany wszystkim tym, czym interesuje się większość - przecież nie każdy musi lubić wszystko!

Przypomnijcie sobie, jak Wy nauczyliście się jeździć na rowerze. Czy ktoś Was do tego zmuszał? Czy oczekiwaliście nagrody za przejechanie w prostej linii? Czy było w Was pragnienie, żeby umieć na rowerze jeździć? I jak było? Mega?? 😄

Proszę, nie mówcie mi, że to tylko z rowerem tak się da... Że w innych przypadkach trzeba zaganiać dzieci do złych szkół i zmuszać do nauki. Nie mówcie, że inaczej się niczego nie nauczą.

Bo i tak nie uwierzę....