wywiadówka

Czy oskarżona przyznaje się, że opuściła wczorajsze zebranie w szkole syna przed jego zakończeniem?

Tak.

Czy oskarżona zdaje sobie sprawę, że w szkole nie toleruje się wychodzenia z sali przed zakończeniem spotkania?

Nie wiedziałam, że dotyczy to również rodziców zgromadzonych na zebraniu...

To nie jest żadne wytłumaczenie! Przed przyjściem na spotkanie w szkole należy się przygotować, powtórzyć materiał i dowiedzieć się, jakie zasady w danym miejscu obowiązują!

Nie wiedziałam....

Wystarczy! Co oskarżona ma na swoje usprawiedliwienie?

Po prostu nie dałam rady wysiedzieć do końca.

Cóż za głupie wytłumaczenie. Proszę powiedzieć, jakie informacje pamięta pani z tego spotkania.

Najpierw dowiedziałam się, że klasa mojego syna nadal nie potrafi się zachować. Podobno swoim zachowaniem doprowadziła nauczycielkę na skraj załamania nerwowego. Rodzice, chcąc pomóc, poradzili, aby wyprowadzać takich delikwentów z klasy do sekretariatu lub dzwonić do rodziców winowajcy.
Wiem już też, że (co zdaniem wychowawcy było do przewidzenia) uczniowie wykorzystują fakt, że mają szafki w szkole do tego, żeby wychodzić w czasie lekcji po podręczniki, których zapomnieli z niej wyjąć. 

To chyba oczywiste, że takie spacery przeszkadzają nauczycielowi w prowadzeniu zajęć.

Takie właśnie było przesłanie tego komunikatu. Dowiedziałam się też, że niektórzy uczniowie nie potrafią zjeść obiadu jak ludzie, tylko rzucają jedzeniem w siebie nawzajem, chodzą z tym jedzeniem po szkole i grandzą. Na szczęście - co zostało potwierdzone wskutek dopytywania jednej z kobiet - dziecko nadal może dostać plusa za zachowanie przynosząc do szkoły nakrętki.

Czy panią to bawi?

Trochę i owszem, bawi. Najgorsze jednak zaczęło się, kiedy jeden mężczyzna stwierdził, że udaremnia się jego ambitnemu synowi poprawę oceny dobrej na bardzo dobrą. Dyskusja, jaka się tymi słowami zaczęła, była ponad moje siły. Poleciały: kartkówki, sprawdziany, wystawianie ocen, wagi ocen, dobrze-się-uczenie, źle-się-uczenie, lekceważący stosunek ucznia do nauczyciela i nauczyciela do ucznia, średnie arytmetyczne. Potem ktoś rzucił brakami w dzienniku, nie wpisywaniem ocen do dziennika, co powoduje, że rodzic nie ma kontroli nad swoim dzieckiem i być może nie wie o jakiejś jedynce, a koniec semestru tak blisko, tak blisko! Przy słowach statut szkoły nie wytrzymałam - wstałam, spytałam prowadzącego, czy będzie jeszcze poruszany jakiś inny temat i wyszłam. Zamknęłam za sobą drzwi i niech mi oskarżający będzie świadkiem - już tam nie wrócę.

Nie rozumiem.... Oskarżona wyszła z sali z powodu rozmowy o ocenach?

Tak.

Proszę mi wyjaśnić, bo nie pojmuję. Nie interesują pani oceny pani dziecka?

Nieszczególnie. Widzi pan, uważam, że oceny mają się tak do rozwoju i nauki człowieka, jak przysłowiowy piernik do wiatraka. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Było więc dla mnie stratą czasu siedzenie tam i słuchanie tych bzdur. Powiem panu, tak między nami, że bawi mnie fakt kłócenia się dorosłych ludzi o oceny ich dzieci. Więc wyszłam.

Zdaje sobie pani sprawę, że za taki stosunek do systemu musi pani ponieść stosowne konsekwencje?

Postawi mi pan jedynkę?

To by było za proste, miła pani. Za karę napisze pani 100 razy "Nie będę wychodziła z zebrań w szkole syna przed ich zakończeniem." W czasie przeszłym, teraźniejszym i przyszłym. Starannym pismem, w zeszycie w linie, nie zapominając o marginesach. Nie wolno pani używać czerwonego koloru tuszu w długopisie, nie może też pani używać długopisu zmazywalnego i ołówka. 

No tak, przecież tym sposobem szkoła wychowała miliony karnych obywateli...

Słucham?

Nie nic. Mogę już iść?

Tak. Swoją pracę pisemną proszę przynieść na jutro.




P.S. Postać oskarżającego jest oczywiście fikcją, podobnie jak rzekome przesłuchanie. Pozostałe zaś elementy tekstu - zebranie i tematy na nim poruszane - są zbieżne z rzeczywistością na tyle, na ile byłam w stanie przywołać z pamięci wczorajsze zajścia w pewnej szkole podstawowej.
Pozdrawiam :)