test, testu, testowi, test, testem, teście

Wpis ten będzie wynikiem dwóch wydarzeń, których miałam okazję doświadczyć w ostatnim czasie. Jeden z nich to konferencja "Od kultury nauczania do kultury uczenia się. Uczniowie twórcami materiałów dydaktycznych"w Konstancinie, w której miałam przyjemność uczestniczyć w poprzednim tygodniu. Drugim z kolei jest towarzyszenie dzieciom z mojej klasy podczas pisania przez nich testu, w czym miałam nieprzyjemność brać udział dzisiaj. Test ów, będący konkursem, dzieci pisały w wyniku zgłoszenia ich udziału przez rodziców, na co nie miałam żadnego wpływu. Szkoła zorganizowała.

Podczas, gdy dzieci pisały test, ja z ciekawości weszłam sobie na stronę organizatora owego konkursu i oto, co przeczytałam:

"Ogólnopolski Konkurs Przedmiotowy "LEON" powstał w 2013 roku. Początkowo był to konkurs językowy, jednak szybko okazało się, że uczniowie chętnie wzięliby udział w konkursach z innych przedmiotów. Tak zrodził się Ogólnopolski Konkurs Przedmiotowy "Leon", który ma na celu nie tylko sprawdzenie posiadanych umiejętności językowych oraz przedmiotowych uczniów, ale także zachęcenie uczniów szkół podstawowych do nauki. Przyjazna forma testów pozostawi pozytywne wrażenie i zachęci do aktywnego udziału w innych konkursach przedmiotowych. Czas trwania konkursu wynosi 45 minut, co jest ułatwieniem organizacyjnym, gdyż można go przeprowadzić w czasie lekcji.
"Leon" skierowany jest do uczniów Szkół Podstawowych z całej Polski.
Zadania konkursowe przygotowywane są przez doświadczonych nauczycieli pracujących z dziećmi i młodzieżą. Testy są układane na podstawie norm programowych.
Zróżnicowany poziom zadań pozwoli każdemu uczniowi sprawdzić swoje umiejętności, a nauczycielowi dostarczy obiektywnej oceny pracy ucznia."

żródło: https://www.leon-konkursy.pl/o-nas.html

Przysięgam, roześmiałam się na głos. Do łez rozbawiły mnie słowa, że test ów stawia sobie za zadanie zachęcenie uczniów do nauki. A skoro już otarłam oczy i oddech mój się uspokoił, to pytam: w jaki sposób testowanie, stawianie uczniom sytuacji stresu może ich zachęcić do nauki? Dlaczego w szkołach pozwala się na wieczne sprawdzanie, testowanie, ocenianie i kontrolowanie uczniów? Skąd ten pomysł, że jeśli się uczniów nie będzie sprawdzało, to oni nie będą się uczyć? Dlaczego każe się uczniom myśleć, że jeśli nie uzyskają żadnej nagrody w takim pożal się boże konkursie, to znaczy, że nic nie umieją? Że są gorsi od kogoś innego? Skąd w dorosłych taka potrzeba kontrolowania, przyciskania, ograniczania?

Tak, ja właśnie jako ograniczanie odczytuję kazanie dziecku pisania testów. Ogranicz swoją wyobraźnię, twórczość, innowacyjność, swój rozmach i potrzebę działania do testu, do tego, co my chcemy, żebyś umiał. Zmieść się w tych ramach, które wymyślili doświadczeni eksperci pracujący z dziećmi i młodzieżą, żeby zacytować wyżej wklejony tekst. Margret Rasfeld, jedna z mówczyń na konstancińskiej konferencji, powiedziała coś, co uderzyło mnie swoją oczywistością: tak intensywnie jak szkoła nie ocenia potem człowieka żadna inna instytucja. Ha! Czy ktoś zaprzeczy? Czy dorośli robią sobie nawzajem takie sprawdzanie, testowanie? Czy jedni od drugich oczekują reprodukowania wiedzy jedynie słusznej? Jak długo dorosły wytrzymałby w takiej pracy?

Położenie takiego testu przed ośmiolatkiem mówi mu: to, co wiesz, jest cenniejsze, niż to, jakie masz relacje z innymi. To, jaką masz wiedzę, jest ważniejsze od tego, jak twórczy potrafisz być w nowej, zaskakującej sytuacji. Na tym teście nawet miejsca na notatki nie było, proszę mi wierzyć - sama jego strona wizualna mówiła "szybko, dużo i celnie - bo nie ma czasu!".

Przepraszam za ton tego tekstu, ale jestem zła. Jestem tak zła, że mam ochotę wrzeszczeć. Jestem wkurzona na to, że szkoła i dorośli postanowili, że dzieci z mojej klasy będą pisały test, który spowoduje, że poczują się zagubieni, że poczują się niekompetentni. Jestem rozżalona rozmowami, jakie dzieci prowadziły między sobą podczas testu. A jakie są nagrody? Łe, książki możemy sobie sami kupić. Moja mama będzie zła, jak nie dostanę dyplomu. Nic nie umiem. Nie rozumiem....
Marzena Żylińska na wspomnianej przeze mnie konferencji, zaproponowała postawienie testu obok złożoności świata, do jakiego chcemy przygotować dzieci. Widzicie to? Umiejętność wyboru prawidłowej odpowiedzi a umiejętność wpływania na świat? Tworzenia go? No hej! Czy chcemy, żeby nasze dzieci się przystosowywały, czy żeby tworzyły? Testy i tworzenie, to się nie klei...

Powiedziałam moim uczniom, że te testy o niczym nie świadczą. Że gdyby to ode mnie zależało, to wywaliłabym te kartki do kosza. Tylko tyle mogłam.

Smutne jest też to, że te wszystkie konkursy to tak naprawę jeden wielki biznes. Organizatorzy piszą takie bzdury na swoich stronach internetowych, żeby dorośli uwierzyli, że przystępując do testów robią to dla dobra dziecka. Dzisiaj każdy uczeń dostał kartkę A4, dwustronnie i gęsto wypełnioną zadaniami. Żeby nie było za nudno, wprowadzono tam trochę koloru i rysunków. Za każdy arkusz organizator policzył sobie 8,50, a że konkurs jest ogólnopolski, łatwo sobie wyobrazić, jaką kasę bije na tym nic niewartym konkursie....


Szkoda, że tak jak ja, nie mogli dzisiaj zobaczyć, jak bardzo zachęcili uczniów pewnej szkoły do nauki...