szkoła jest najważniejsza!

Czytaliście książkę Andre Sterna "... i nigdy nie chodziłem do szkoły."? Ja czytałam. Kiedy więc dowiedziałam się, że jej autor będzie w Poznaniu i że będzie można go posłuchać, nie wahałam się ani chwili. Wpłaciłam drobną kwotę i zapisałam się na spotkanie.
I oto właśnie było. Dzisiaj. Koniecznie muszę wam o tym człowieku opowiedzieć, kiedy wszystkie moje wrażenia są jeszcze świeże.

Założę się, że wielu z was zdanie zapisane w tytule tego posta nie jest obce. Dorośli nierzadko powtarzają dzieciom, że to, co jest najważniejsze, to skończyć szkołę(y). Najlepiej tą najlepszą, najwyższą i z najlepszymi notami. Zapewne robią to z troski o dziecko - nikt nie chce, żeby jego dziecko było ograniczone intelektualnie, niedouczone, mało inteligentne itp. (jeśli chodzi o wyrażenia w tym zdaniu, to strzelam - nie umiem sobie wyobrazić, co myśli taki dorosły).
No cóż, proszę zatem usiąść i posłuchać. Spotkałam dzisiaj albowiem człowieka, dorosłego, ponad 40-letniego mężczyznę, który nigdy nie chodził do żadnej szkoły. I choć przeczy to zdaniu w tytule - było to spotkanie z człowiekiem inteligentnym, potrafiącym mówić do swoich słuchaczy składnie, utrzymując z nimi kontakt, z poczuciem humoru i bez najmniejszej oznaki stresu. Potrafi pisać (napisał przecież książkę i to nie jedną), potrafi więc też czytać. Założył rodzinę, potrafi się o nią troszczyć, z pasją i miłością opowiada o swoich synach. Dzięki swoim książkom podróżuje i bierze udział w takich spotkaniach, jak to, na którym ja byłam dzisiaj. I nigdy nie chodził do szkoły! Jest zaprzeczeniem wszystkiego tego, co każe nam stawiać dzieciom szkołę na piedestale, bo jak nie skończysz żadnej szkoły, to co z ciebie będzie.

Nie chcę pisać tutaj o wyższości niechodzenia do szkoły nad obowiązkową edukacją - sam Andre też nie poświęcił temu ani minuty. Jeśli kogoś interesuje jego życie i to jak zdobywał kolejne umiejętności, które wynikały z jego pasji - niech zajrzy do wyżej wspomnianej książki. :)

To, o czym mówił dzisiaj Andre Stern jakoś tak uzupełniło moje myśli z poprzedniego tygodnia. Miałam z moją klasą zajęcia na temat, który dzieci same sobie wybrały - samochody. Jedyne, co zrobiłam, to powiedziałam dzieciom, żeby każdy z nich wybrał sobie temat, nad jakim chce pracować i dałam im na to czas. Wynikiem działań uczniów były prace niepowtarzalne, nie było dwóch takich samych, a zaangażowanie, z jakim uczniowie pracowali nad tym, o czym sami zdecydowali - było godne wielkiej sprawy. Bardzo wyraźnie zobaczyłam wtedy jedno: żadna rzecz, jaką zrobiły dzieci, nie zdublowała się. Przyzwyczajona do wystaw szkolnych, gdzie wiszą takie same prace, różniące się jedynie szczegółami i podpisem, z radością pomyślałam, że na tej wystawie każda rzecz, praca, plakat, przedmiot - każda jest inna! I każda na temat. Czyż to nie oczywiste, że różni ludzie robią rzeczy w różny sposób, mają różne pomysły i każdy z nich jest dobry?

I właśnie w takim stanie umysłu napotkały mnie słowa Andre, który powiedział, że każde dziecko jest dobre takie, jakie jest. Że każdy z nas, zaraz po urodzeniu, jest bombą potencjału. Każde dziecko może być tym, kim tylko zapragnie. Jest wypełnione potencjałem dającym mu bezmiar możliwości. Czyż małe dziecko nie jest w stanie nauczyć się każdego języka? Czyż na samym początku jest jakiś dźwięk, którego nie byłoby w stanie powtórzyć, wydobyć z siebie? Dziecko postrzega wtedy siebie jako właściwą osobą na właściwym miejscu. Jeszcze wtedy dziecko samo z siebie nie powie "jestem gorszy w mówieniu od Kasi", "możliwość śpiewania nie jest dla mnie" itp.
I wtedy właśnie najgorszym, czego może doświadczyć dziecko jest przekaz: taki, jaki jesteś nie jesteś w porządku. Wolelibyśmy, żebyś więcej spał (jako niemowlę), więcej jadł, więcej się uczył, miał lepsze stopnie, więcej wychodził na dwór, był szybszy itp. Jak wcześnie dziecko po raz pierwszy usłyszy takie słowa (albo poczuje w emocjach dorosłego) w swoim życiu? Jak często słyszy je później, jak często odczuwa? Jak się z tym czuje? Według Andre Sterna takie przekazy bardzo dziecko ranią i żeby nie czuć się skrzywdzonym dziecko dostosowuje się do tego, jak go widzi dorosły. Dzieci są takimi, jakimi ich widzimy i są też takimi, jakimi widzą nas.

Na pytanie, czy niechodzenie do szkoły nie zubożyło go pod względem społecznym, Andre odpowiedział słowami, których chyba nigdy nie zapomnę. "Nie myślałem o tym, bo nigdy nie miałem potrzeby porównywania się z innymi". Jakie to niesamowite szczęście móc uczyć się bez porównywania się z innymi, robienia czegoś, bo mnie to pasjonuje, a nie dlatego, że tak każe nauczyciel czy rodzic. Czy jest wtedy coś, czego nie mogę spróbować? Czy jest coś, czego będę się bała zrobić?

I dlatego tak bardzo ucieszyła mnie wystawa prac moich uczniów. Tam każdy robił to, co chciał. Nie bali się realizować czasem nawet bardzo ambitnych planów. Nie było za to oceny, nikt nawet o nią nie zapytał. Każdy mógł pokazać siebie, mógł poświęcić tyle czasu, ile chciał. A ten, kto skończył wcześniej wcale się nie nudził, zajął się czymś innym, podczas gdy pozostali pracowali nad bardziej skomplikowanymi pracami. Każdy z nich był wtedy tym, kim jest naprawdę, nikt nie oczekiwał, że staną się kimś bardziej. Po dzisiejszym spotkaniu tak właśnie to zobaczyłam.

Przymus zabija pasję. Jeśli zmusza się dziecko do grania na instrumencie, muzyka umiera - tak powiedział Andre. Myślę, że nie tylko z muzyką tak jest. Jeśli zmusza się dziecko do wyścigu na konkursach, bo np. ładnie rysuje - pasja umiera. Jeśli ocenia się i porównuje prace pisemne dzieci - pasja pisania umiera. Jeśli z czytania zrobi się obowiązek - cudowność czytania tego nie wytrzyma. Dopóki dziecko robi coś, co chce robić, robi to z koncentracją, której niejeden dorosły może dziecku pozazdrościć. Widziałaś/widziałeś dziecko, które się bawi? Jak długo tak potrafi? Jakie przeszkody jest w stanie pokonać, żeby dojść do celu? Jaki wysiłek jest w stanie wytrzymać? Ale tylko dopóty, dopóki robi to, bo jest to jego pasją, bo tego CHCE.

Na koniec jeszcze słowa (kolejne), które Andre powiedział, a które trafiły gdzieś w bardzo głębokie miejsce we mnie. Powiedział, że osobą, którą bardzo podziwia jest jego ojciec. I ponieważ tak bardzo go podziwia, to nie wcale nie chce być taki, jak on - chce być sobą tak bardzo, jak bardzo sobą jest jego ojciec.
Niech nasze dzieci, nasi uczniowie, dzieci, które spotykamy w swoim życiu - niech one widzą, że we wszystkim jesteśmy sobą i niech taka właśnie postawa inspiruje ich do wszystkiego, czego tylko zechcą.


Pozdrawiam :)