odkąd sięgam pamięcią....




Odkąd sięgam pamięcią, szkoła zawsze taka była. Nie ma tu o czym deliberować, nie ma co dzielić włosa na czworo.


Zawsze był podział na nauczycieli i uczniów, wiadomo - nauczyciel uczył, uczeń miał się uczyć.
Zawsze były dzwonki, lekcja zawsze miała 45 minut, no, może z przerwami było różnie. W niektórych szkołach były i dłuższe, w niektórych krótsze, zawsze jednak była jakaś długa przerwa, najbardziej upragniona przez uczniów.
Wszyscy wiedzą, że w szkołach stawia się uczniom oceny: oceny za wiedzę i oceny za zachowanie. Te pierwsze stawia się w formie cyfr (kiedyś od dwójki do piątki, teraz skala zaczyna się od jedynki, a kończy na szóstce), te drugie są wyrażone jednym, dwoma wyrazami na przykład wzorowe czy nieodpowiednie.
Jak świat długi i szeroki, w szkołach uczniowie uczą się różnych przedmiotów. W klasach I-III są to zajęcia tak zwane zintegrowane (teoretycznie), w klasach starszych są to już konkretnie wyodrębnione jednostki, np: biologia, geografia, chemia i fizyka lub po prostu przyroda (jak zwał tak zwał) - na jedno wychodzi.
Zawsze było tak, że uczniowie uczyli się z podręczników. Podręczniki były i są wybierane przez dorosłych, którzy na podstawie sobie tylko znanych kryteriów wybierają takie czy inne wydawnictwo (kiedyś podręczniki były takie same dla wszystkich, teraz jest większy wybór, ale idea jest ta sama - wybiera dorosły). I tak: uczniowie mają się z tych podręczników uczyć, a nauczyciele mają ich wiedzę sprawdzać. Odkąd pamiętam sprawdzanie odbywało się w konkretnych, ciągle tych samych od lat, formach: odpowiedzi ustnej, sprawdzianu, kartkówki, testu, pracy klasowej. Nie pytajcie mnie, czym się one różnią - chodzi chyba o sposób zapowiedzenia bądź nie danej formy sprawdzania oraz zakres materiału, jaki obejmuje.
Zawsze uznawało się, że uczeń, który ma dobre stopnie (od czwórki w górę) jest DOBRYM uczniem. Rozumiem, że takiego ucznia uznawano za dobrze nauczonego, przygotowanego, wyposażonego w to, w co szkoła ma uczniów wyposażyć. Uczniowie tak zwani dwójkowi mieli w szkole ciężko - ich uznawano za głupszych, leniwych, tępych, niereformowalnych i niewyuczalnych. Trudno. Trzeba było jakoś to przetrwać, starać się nie uwierzyć w to, co się o sobie słyszy i pójść do zawodówki, bo przecież takiej tępoty nigdzie indziej nie przyjmą.
Chyba zawsze najważniejszym celem każdego ucznia (i jego rodziców) było otrzymanie świadectwa z czerwonym paskiem. Takie świadectwo oznaczało, że jest się LEPSZYM od innych, że się dobrze umiało to, co było w podręcznikach, że się grzecznie zachowywało i generalnie zasłużyło się na wyróżnienie z tłumu. Świadectwo z czerwonym paskiem było prawdziwym powodem do dumy (sama mam gdzieś tam małą kolekcję, więc wiem, co mówię ♕).

Szkoły jak stały, tak stoją - wciąż takie same, wciąż przewidywalne, wciąż jak skała. I tak już od.... XIX wieku, kiedy otwarto wrota szkoły dla powszechnej ludności, aby się edukowała. Światli albowiem uczeni skonstatowali (słusznie zresztą i jak na tamte czasy rewolucyjnie), że jeśli się ludzi nauczy, jak i co mają umieć, jeśli się ich będzie trzymać pod dzwonkiem, jeśli się ich będzie nagradzało za osiągnięcia, kontrolowało, wymagało posłuszeństwa i dyscypliny, to będą oni bardziej przygotowani do pełnienia roli oddanych państwu urzędników i poddanych. To właśnie wtedy, w Prusach, powiązano szkołę z państwem, podporządkowano edukację urzędnikom, którzy ustalali programy i treści nauczania, a nawet (!!!) listę lektur.*

To nic, że od tamtej pory świat się zmienił milion razy i w tysiącach obszarów (istnieje możliwość, że się trochę machnęłam w szacunku, świadectwa z czerwonym paskiem dostawałam już dawno... 😉), a szkoła jak ta skała... Niewzruszona. Pyszni się swoimi korytarzami, pięknymi salami, komputerami, wystawami, medalami, dyplomami i rankingami. Stoi jak stała. Przecież tak było zawsze, prawda? Odkąd sięgam pamięcią....


* za M. Żylińska "Neurodydaktyka".

P.S. Pierwszy akapit tekstu czytający może czytać w proponowanym czasie przeszłym bądź w czasie teraźniejszym - bez znaczenia. Tekst nadal będzie prawdziwy, niestety....